*Nadawca Sms-a - Mirajane Strauss*
Kolejny dzień nastał dla mnie zbyt szybko. Prażące słońce sprawiało, że to wrażenie było wręcz namacalne. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, jak szybko udało nam się znaleźć gildię Fairy Tail. O wiele trudniej było schwytać lub spotkać nasz główny cel.- Mirajane, czy coś się stało? - głos Juvii siedzącej przy barze odbijał się echem w mej głowie. Zerknęłam mimowolnie na przyjaciółkę. Zdecydowanie odkąd trafiła pod skrzydła naszego komendanta stała się pogodniejsza. Zresztą jak my wszyscy, każdy ma u niego dług. Tak samo i ja. Dlatego na pewno go spłacimy łapiąc najbardziej nieuchwytnego człowieka w Magnolii.
- Nie, zupełnie nic. Jesteś tylko przewrażliwiona przez Fullbastera - mruknęłam wycierając podłużną szklankę. Nadal nie mogłam się nadziwić tutejszej atmosferze. Bijące od niej ciepło przenikało do każdego zakamarka twego serca. Na samą myśl, że zdradzisz w pewien sposób tych ludzi chciało się płakać.
- Weź mi nie przypominaj! Nawet nie chcę wiedzieć jakie nosi imię ten palant! Będę go unikała, a jeśli będzie trzeba to pojadę na drugi koniec świata kiedy będzie w gildii! - Zaśmiałam się tylko na deklarację błękitnowłosej. Może nie chciała tego mówić głośno, ale była tu o wiele szczęśliwsza niż gdziekolwiek indziej. Łatwo było to zauważyć, bo w pewnym sensie znalazła tu dom już po jednym dniu.
Westchnęłam. Ja w porównaniu do niej czułam się tutaj bardziej wyobcowana. Cała atmosfera sprawiała, iż czułam się coraz bardziej nieszczęśliwa, ponieważ przypominałam sobie swoją prawdziwą rodzinę. Tutaj wszyscy głośno się śmiali, opowiadali niestworzone historię i żyli każdą chwilą bez żadnych trosk. To ciepło, aż raziło, powodując ból w mym sercu.
- Chyba ma na imię Gray, informuję cię tak na wszelki wypadek - oznajmiłam, posyłając jej uśmiech.
- Ech, przecież mówiłam, że nie chcę znać imienia tego palanta! - warknęła, uderzając o blat stołu.
- Naprawdę? Ale odkąd tu jesteś nie wspominasz nikogo innego, więc myślałam... - urwałam przerywając czyszczenie kufla - Myślałam, że szykuję się pomiędzy wami coś większego - dokończyłam.
- Niby co myślałaś? To mój wróg numer jeden, a nie przyjaciel! Ty nie wyczułaś pomiędzy nami tej napiętej atmosfery, która mówi "zabiłbym cię jakbym mógł?" Nie wyczuwasz, prawda? - Moim zdaniem błękitnooka za bardzo wszystko wyolbrzymiała, przecież nie mogło być, aż tak źle.
- Przesadzasz, Juvio. Nie jest, aż tak tragicznie - mruknęłam. Lockser tylko pokręciła głową, by następnie poklepać po plecach.
- Mira, wyjaśnijmy sobie coś, bo widać, iż nie pojmujesz. Tutaj wszyscy po tym jak złapiemy Gildartsa Clive'a staną się naszymi wrogami. Po wszystkim raczej wątpię byśmy zostały zaproszone na herbatkę, więc nie spoufalaj się zbyt mocno. I tak już cierpiałaś, dlatego nie dokładaj tego cierpienia w większej ilości. Ach, prawie zapomniałam, że idę na misję. Widzimy się później! - rzuciła na pożegnanie i przeszła przez ogromne drzwi.
Gdy tu była nie czułam się tutaj, aż tak obco, ale w chwili kiedy wyszła strach ogarnął całą moją duszę. Nie chciałam być tu sama. Zbyt bardzo się bałam tego, co mogło się stać. Nie chciałam przeżywać widoku śmierci najbliższych mi osób po raz trzeci z rzędu. Czuję, że sama bym tego nie mogłabym przeżyć.
*Jedenaście lat temu*
Słoneczny dzień bardzo dawał mi się we znaki. Przykryłam bardziej swoją twarz, długim, czarnym płaszczem. Biegłam tak szybko jak potrafiłam, upadłam. Nie mogłam już wytrzymać z bólu i zmęczenia.
- Dalej już nie mogę biec - wydyszałam - Elfman, Lisanna uciekajcie! Mnie mogą dopaść, ale wy musicie żyć! Błagam was zostawcie mnie! Uciekajcie! Wasze życie jest ważniejsze od mojego - wychrypiałam. Nie miałam już na nic siły, pogodziłam się z tym, iż umrę. Tak właściwie to śmierć wydaję się w tej chwili wybawieniem. Pierwszy raz jestem na granicy pomiędzy śmiercią a życiem.
Wszystko nagle zwolniło, słyszałam oddech roślin, skał, trawy, moich bliskich i swój własny. Przymknęłam oczy przeczuwając, iż śmierć nie jest taka straszna jak się spodziewałam. Kiedy nadchodzi ta chwila nie czujesz lęku, lecz wybawienie z domieszką radości. Wewnętrzny spokój rozchodzi się po całym twoim ciele i przez chwilę rozumiesz co mówi do ciebie natura, odczuwasz myśli bliskich ci osób, więc chcesz im coś przed tym momentem powiedzieć. Coś by nie rozpaczali, by żyli dzięki TWYM słowom. Mi akurat takie słowa nie mogły przejść przez gardło, wręcz nie mogłam ich wypowiedzieć. Ponieważ co to by dało? I tak nie potrafiłoby to rozwiać ich smutku, żalu lub goryczy. Wiedziałam o tym doskonale.
- Ale siostrzyczko! Wtedy oni wezmą twoje ciało i je kompletnie zhańbią! - Mój braciszek przetarł czerwone od płaczu oczy i co prawda tego nie widziałam, ale potrafiłam sobie wyobrazić bardziej wyraziście niż zazwyczaj. Więc to taka różnica kiedy jesteś pomiędzy granicą życia lub śmierci?
- Zawsze byłeś beksą braciszku. Obiecaj mi, że staniesz się prawdziwym mężczyzną - mruknęłam, lecz miałam coraz mniej siły. Ulatywała ze mnie niczym, wyjący wiatr nad przepaścią. Mimo wszystko pragnęłam, żeby Lisanna również pod koniec mego życia, posiadała jakiś cel.
- Tak, obiecuję to tobie siostro! Ja Elfaman Strauss zostanę najbardziej męskim, mężczyzną jakiego pozna świat! - wykrzyczał, smarkając przy tym nosem. W głowie układałam sobie na ile mogłam, to co chciałabym przekazać młodszej siostrze. Wewnętrzny ból jaki mi towarzyszył, złośliwie nie znikał.
- Lisanno, mogę ciebie o coś prosić? - zapytałam nim wydam ostatnie tchnienie.
- To jasne jak słońce, kochana siostro - odpowiedziała, a ja przeczuwałam, iż stara się uśmiechnąć.
- Jeśli masz zamiar płakać, płacz. Jesteś w końcu kobietą, a kobiece łzy w przyszłości będą twoją największą siłą. Dbaj o Elfamana, dobrze? Wbrew pozorom to bardzo wrażliwy chłopiec, więc ty lepiej niż on oswoisz się z tą sytuacją. Błagam was uciekajcie! Bez ze mnie już nie będziecie ścigani, macie możliwość normalnego życia! Już nikt was nie nazwie nędznymi potworami! Od dzisiaj zaczynacie być normalnymi ludźmi! Nie wymawiajcie już żadnego słowa, ponieważ chciałabym umrzeć z uśmiechem, bez żadnych łez. Pragnę byście mnie taką zapamiętali, ponieważ uśmiech nawet w najtrudniejszej sytuacji sprawia, że nie jest ona taka straszna. - Zdziwiło mnie to, że mogłam powiedzieć tak wiele, mimo mego stanu. Ciemność ogarnęła całe moje ciało.
Czy tak właśnie wygląda śmierć? Jest ciemna i pusta? Czy może granica pomiędzy życiem, a śmiercią? Chcę uciec z tej ciemności, boję się tego co mnie tu czeka. Piekło lub niebo? A może pozostanę w tej dziwnej ciemności na zawsze? Bez nikogo? Nie chcę! Mam przecież dopiero osiem lat. Boję się być tutaj sama. Jeśli tak ma wyglądać śmierć, chciałabym zrobić w życiu o wiele więcej!
Nie mam pojęcia ile czasu minęło odkąd tu jestem, ale otwarłam powoli swoje powieki. Wszystko mnie zaczynało boleć, ból przenikał przez każdy skrawek mego ciała.
- Ja... Ugh... Nie umarłam? - wypowiadając dane pytanie, mój głos był ochrypły.
- Jak widać jeszcze nie. Na razie nic nie mów, twój stan zdecydowanie nie jest najlepszy - usłyszałam męski, przemiły głos. Moja widoczność była praktycznie zerowa. Zamrugałam kilkakrotnie swymi oczami, żeby lepiej się przyjrzeć mojemu wybawcy.
Długie rude włosy, zapewne nie były myte od dłuższego czasu. Świadczył o tym łupież, liście, jak i domieszka plamek błota. Zielone kocie oczy, zaczęły mnie fascynować, a brązowe piegi na policzkach tylko potęgowały to wrażenie. Biały płaszcz przypominał bardziej staromodny styl, aniżeli nowoczesny. Chłopiec prawdopodobnie był starszy ode mnie o jakieś dwa lata.
- Kim jesteś? Czego chcesz? - zapytałam podejrzliwie.
- Jestem Bazylides, nie chcę od ciebie niczego. Praktycznie, uratowałem ci życie - mruknął, drapiąc się lekko po głowie zmieszany. Coś mnie w nim przerażało, coś nieokreślonego oraz trudnego do opisania. Chciałam stąd jak najszybciej uciec, o ile to było możliwe.
- Mirajane, to moje imię - powiedziałam czując się lepiej - A ty nie jesteś chyba zbyt szczery, miły uśmiech to twoja maska? - spytałam rozglądając się za jakąś drogą ucieczki. Pomieszczenie było ciasne, czarne ściany i zgaszone światło ograniczało już i tak kiepską widoczność.
- Skąd wiesz, że to tylko maska? - zadał pytanie niebezpiecznie mrużąc oczy.
- Bo niczym się nie różnisz od tych ludzi, którzy nazywają mnie demonem, ich uśmiech również jest fałszywy, lecz kryję się za nim bezwzględność - wysyczałam niczym przyciśnięte do muru zwierzę.
Jego reakcja mocno wprawiła mnie w osłupienie czy on... zaklaskał? Z nim zdecydowanie było coś nie tak. Krzyknęłam, kiedy wyjął z kieszeni nóż. W tym momencie instynkt przetrwania był mocniejszy niż chęć śmierci. Zrzuciłam z siebie płaszcz, żeby sięgnąć po pistolet. Strzeliłam cztery razy na ślepo, by przerażona stwierdzić jedno - zabiłam go. Zamordowałam człowieka mając zaledwie osiem lat. Zaczęłam płakać z przerażenia, w końcu jestem i byłam tylko dzieckiem.
- Zawsze byłeś beksą braciszku. Obiecaj mi, że staniesz się prawdziwym mężczyzną - mruknęłam, lecz miałam coraz mniej siły. Ulatywała ze mnie niczym, wyjący wiatr nad przepaścią. Mimo wszystko pragnęłam, żeby Lisanna również pod koniec mego życia, posiadała jakiś cel.
- Tak, obiecuję to tobie siostro! Ja Elfaman Strauss zostanę najbardziej męskim, mężczyzną jakiego pozna świat! - wykrzyczał, smarkając przy tym nosem. W głowie układałam sobie na ile mogłam, to co chciałabym przekazać młodszej siostrze. Wewnętrzny ból jaki mi towarzyszył, złośliwie nie znikał.
- Lisanno, mogę ciebie o coś prosić? - zapytałam nim wydam ostatnie tchnienie.
- To jasne jak słońce, kochana siostro - odpowiedziała, a ja przeczuwałam, iż stara się uśmiechnąć.
- Jeśli masz zamiar płakać, płacz. Jesteś w końcu kobietą, a kobiece łzy w przyszłości będą twoją największą siłą. Dbaj o Elfamana, dobrze? Wbrew pozorom to bardzo wrażliwy chłopiec, więc ty lepiej niż on oswoisz się z tą sytuacją. Błagam was uciekajcie! Bez ze mnie już nie będziecie ścigani, macie możliwość normalnego życia! Już nikt was nie nazwie nędznymi potworami! Od dzisiaj zaczynacie być normalnymi ludźmi! Nie wymawiajcie już żadnego słowa, ponieważ chciałabym umrzeć z uśmiechem, bez żadnych łez. Pragnę byście mnie taką zapamiętali, ponieważ uśmiech nawet w najtrudniejszej sytuacji sprawia, że nie jest ona taka straszna. - Zdziwiło mnie to, że mogłam powiedzieć tak wiele, mimo mego stanu. Ciemność ogarnęła całe moje ciało.
Czy tak właśnie wygląda śmierć? Jest ciemna i pusta? Czy może granica pomiędzy życiem, a śmiercią? Chcę uciec z tej ciemności, boję się tego co mnie tu czeka. Piekło lub niebo? A może pozostanę w tej dziwnej ciemności na zawsze? Bez nikogo? Nie chcę! Mam przecież dopiero osiem lat. Boję się być tutaj sama. Jeśli tak ma wyglądać śmierć, chciałabym zrobić w życiu o wiele więcej!
Nie mam pojęcia ile czasu minęło odkąd tu jestem, ale otwarłam powoli swoje powieki. Wszystko mnie zaczynało boleć, ból przenikał przez każdy skrawek mego ciała.
- Ja... Ugh... Nie umarłam? - wypowiadając dane pytanie, mój głos był ochrypły.
- Jak widać jeszcze nie. Na razie nic nie mów, twój stan zdecydowanie nie jest najlepszy - usłyszałam męski, przemiły głos. Moja widoczność była praktycznie zerowa. Zamrugałam kilkakrotnie swymi oczami, żeby lepiej się przyjrzeć mojemu wybawcy.
Długie rude włosy, zapewne nie były myte od dłuższego czasu. Świadczył o tym łupież, liście, jak i domieszka plamek błota. Zielone kocie oczy, zaczęły mnie fascynować, a brązowe piegi na policzkach tylko potęgowały to wrażenie. Biały płaszcz przypominał bardziej staromodny styl, aniżeli nowoczesny. Chłopiec prawdopodobnie był starszy ode mnie o jakieś dwa lata.
- Kim jesteś? Czego chcesz? - zapytałam podejrzliwie.
- Jestem Bazylides, nie chcę od ciebie niczego. Praktycznie, uratowałem ci życie - mruknął, drapiąc się lekko po głowie zmieszany. Coś mnie w nim przerażało, coś nieokreślonego oraz trudnego do opisania. Chciałam stąd jak najszybciej uciec, o ile to było możliwe.
- Mirajane, to moje imię - powiedziałam czując się lepiej - A ty nie jesteś chyba zbyt szczery, miły uśmiech to twoja maska? - spytałam rozglądając się za jakąś drogą ucieczki. Pomieszczenie było ciasne, czarne ściany i zgaszone światło ograniczało już i tak kiepską widoczność.
- Skąd wiesz, że to tylko maska? - zadał pytanie niebezpiecznie mrużąc oczy.
- Bo niczym się nie różnisz od tych ludzi, którzy nazywają mnie demonem, ich uśmiech również jest fałszywy, lecz kryję się za nim bezwzględność - wysyczałam niczym przyciśnięte do muru zwierzę.
Jego reakcja mocno wprawiła mnie w osłupienie czy on... zaklaskał? Z nim zdecydowanie było coś nie tak. Krzyknęłam, kiedy wyjął z kieszeni nóż. W tym momencie instynkt przetrwania był mocniejszy niż chęć śmierci. Zrzuciłam z siebie płaszcz, żeby sięgnąć po pistolet. Strzeliłam cztery razy na ślepo, by przerażona stwierdzić jedno - zabiłam go. Zamordowałam człowieka mając zaledwie osiem lat. Zaczęłam płakać z przerażenia, w końcu jestem i byłam tylko dzieckiem.
***
Wzdrygnęłam się mocno. To nie były zbyt przyjemne wspomnienia i raczej wolałam o nich zapomnieć. Cóż... Może jednak wypadałoby zamienić kilka słów z kimś więcej niż Juvią? Inaczej popadnę w jakiś chory obłęd. Może Erza, o której nawijał wczoraj jak poparzony Jellal lub Cana? Chociaż wątpię byśmy miały wspólne zainteresowania.
Nagle drzwi do gildii zostały wyważone z hukiem, prawdę mówiąc przerażały mnie bardziej koszty, które włożymy w naprawę, niż sprawca całego zamieszania.
Młody różowowłosy mężczyzna stał cały zdyszany i przemoczony na samym progu. Czarne tęczówki omiotły groźnie całe pomieszczenie, by następnie z niewiarygodnym spokojem podejść do jednego z członków gildii. Potem bez żadnego ostrzeżenia obił mu twarz, wrzeszcząc niemiłosiernie na całe pomieszczenie. Jednak moje zainteresowanie wzbudził niebieski kotek, który umiał mówić tak jak Lily. Nie ubierał żadnych zielonych portek, co mocno mnie zdziwiło.
- Przepraszam, moglibyście nie dewastować gildii? - zapytałam, uprzejmie się uśmiechając.
- OŁ! Cześć Lisanna! Czemu masz dłuższe włosy? To nierealne byś takie je miała, po jednym tygodniu mej nieobecności. Zwykle niszczenie lokalu ci zazwyczaj nie przeszkadzało - wyszczerzył się mocniej nawet ode mnie. Kilka osobników dziwnie parskała śmiechem, a ja nadal próbowałam pojąć imię, które wypowiedział. Lisanna? Nie, to nierealne ona nie żyje.
- OŁ! Cześć Lisanna! Czemu masz dłuższe włosy? To nierealne byś takie je miała, po jednym tygodniu mej nieobecności. Zwykle niszczenie lokalu ci zazwyczaj nie przeszkadzało - wyszczerzył się mocniej nawet ode mnie. Kilka osobników dziwnie parskała śmiechem, a ja nadal próbowałam pojąć imię, które wypowiedział. Lisanna? Nie, to nierealne ona nie żyje.
- Mam na imię Mirajane i bynajmniej nie jestem żadną Lisanną! A teraz jeśli nie chcesz poczuć mego gniewu, proszę zapłać za wyważone drzwi - oznajmiłam już poważniejszym tonem.
- Ale numer! W kit podobna gdyby nie te włosy! - wykrzyknął do latającego kotka.
- Ale numer! W kit podobna gdyby nie te włosy! - wykrzyknął do latającego kotka.
- Aye! Aye sir! Ale zanim zapłacimy mogę rybkę? - spytał.
- Umm... Pewnie... - zaczęłam - Jestem Happy! - dokończył za mnie kot.
- Pewnie Happy, ale najpierw zapłata za wyważone drzwi - warknęłam troszkę poirytowana.
- Natssuuu! Płać albo nie dostanę żadnej rybki i jeśli zdechnę z głodu, to będzie twoja wina! - Niebieski stworek zaczął obijać czarnookiego łapkami. Dopiero po chwili zauważyłam, że karnacja Natsu? Z tego co przynajmniej zrozumiałam jest jasna. Słońce trochę oślepiało mój punkt widzenia.
- Dobra, dobra już płacę! - uniósł rękę, natomiast ja zadowolona wrzuciłam pieniądze do kasy.
- Jesteś tu nowa? Nigdy przedtem cię nie widziałem! Walcz ze mną! - Okej tego to się nie spodziewałam. Jak ktoś może wyzywać kogoś do walki kiedy nawet nie wie jaką się mocą posługuję?
- W porządku, ale zajmie nam to tylko trzy sekundy - mruknęłam, gdyż zaczął się śmiać jakby był zwycięzcą. Podeszłam i po prostu znokautowałam go jednym ciosem.
- Trzy. Wygrałam. - Coś przeczuwałam, iż chłopak stanie się moją ofiarą. Przynajmniej do czasu powrotu Juvii. Nawiasem mówiąc nawet nie zapytałam jaką misję wybrała. Cóż pozostaję mi mieć nadzieję, że to nic groźnego.
Spojrzałam zniesmaczona na wysiłki Jellala. Niby to zemsta, ale jego plan mi się zdecydowanie nie podobał. Postanowiłam. Wezmę go na rozmowę i wybiję mu ten debilizm z głowy. Póki jeszcze jest czas temu wszystkiemu zapobiec, bo skrzywdzi tylko siebie oraz Erzę. A jestem co najmniej pewna, że powtórki z rozrywki na pewno nie zniesie.
Spojrzałam zniesmaczona na wysiłki Jellala. Niby to zemsta, ale jego plan mi się zdecydowanie nie podobał. Postanowiłam. Wezmę go na rozmowę i wybiję mu ten debilizm z głowy. Póki jeszcze jest czas temu wszystkiemu zapobiec, bo skrzywdzi tylko siebie oraz Erzę. A jestem co najmniej pewna, że powtórki z rozrywki na pewno nie zniesie.
Od Autorki:
Rozdział trochę później, ponieważ troszeczkę zaczęłam wątpić w tą historię, ale już jest okej.xD Nie wiem czy panna Strauss nie wyszła mi zbyt dojrzała jak na ośmiolatkę, lecz winę na to zwalam na sytuację, w której musiała stać się jakby "zastępczą matką:" dla Lisanny i Elfamna.
Puff, Puff rozdział mi się osobiście podoba, a szczególnie wspomnienia Mirajane. Lekkie wprowadzenie do paringu MirajanexNatsu oraz wspominki o Jerzie i Gruvii.xD Następny rozdział skupi się na tych trzech parkach +Laxanie, ale takiej lekkiej, bo pod końcówkę.xD Będzie też Gajeel! A jak jest Gajeel to też jest no kto? LEVY!xD Oczywiście wiem, że mogłoby być lepiej jednakże... No cóż.xD
Życzę wam Wesołego Jajka, kochanego zajączka i wielu, wielu innych rzeczy!
O Lisia była... a raczej chyba jest skoro mowa o tygodniu... ciekawe co u niej tera <3 Jellal uciekł od Erzy jak poparzony. Jeśli nie zniszczył jej ciasta truskawkowego to może dowiedział się czegoś ważnego na temat ich przeszłości.
OdpowiedzUsuńCo do mnie to nie wiem kiedy kolejny rozdział u mnie. Jednak tak czy inaczej życzę ci dużo weny oraz naprawdę wesołych świąt.
AlonseKurokami
Lisia tu będzie, to gwarantuję, choć wątpię czy... Przemilczę ten fakcik.xD
UsuńOn nie uciekł, on nawijał. <--- Emm... Czy tylko ja zaczynam mieć jakieś spaczone wyobrażenia? Ekhem, nieważne.
Nie, nie rozwalił jej ciasta truskawkowego, ani nic. A o przeszłości wie całkiem sporo, przyszłość jest większą niewiadomą.
Dziękuję, Tobie również Wesołych Świąt.
Pozdrawiam Lavana Zoro :)
Okej okej.
OdpowiedzUsuńZmusiłaś mnie do refleksji i wywołałaś takie... Poczucie winy tym, że nie chciało mi sie komentować. XDD
Tak więc jestem i ciesz mordkę~ *-*
Po pierwsze. Oczywiście będzie się to tyczyło krótkiej wzmianki na temat Jellala i Erzy... CIESZĘ SIĘ, ŻE SĄ W TYM ROZDZIALE. XDD
Po drugie. Mirajane zachowuje się moim zdaniem.. Jak stara Mira, sprzed śmierci Lisanny. Wiesz, chodzi mi o A&M. Ale tutaj taka... Władcza również mi sie podoba. Ogólnie to lubię ją. Taka cicha woda. ;3
Po trzecie. JUVIA! TY MASZ KOCHAĆ GRAY'A OD SAMEGO POCZĄTKU A NIE.. OD PALANTÓW SIĘ GO WYZYWA. >--<
Po czwarte. Natsu jak zwykle uroczy i taki...Oooo~ *-*
Ogólnie podsumowując. Rozdział jak w sumie zwykle, podobał mi się i to bardzo.
A! Wracając jeszcze do Mirki i Natsu. Ta jej wygrana z Różowym to było coś PIĘKNEGO~! XDD
*Diabelski uśmiech wpłynął na mą Twarz*
UsuńNo widzisz. ^^ Przynajmniej dzięki mnie się do tego zmobilizowałaś.xD
O LOL Twoja obsesja na punkcie Jerzy jest, aż za bardzo widoczna. To tylko krótka wzmianka o tej parce, a ci ty już się cieszysz.
Wiem, wiem o co chodzi. Chociaż moja wersja Miry, dużo bardziej odbiega od A&M.
Emm... Zważając na ich pierwsze dwa spotkania chyba nie sądziłaś, że rzucą się sobie w ramiona i pocmokają w policzek? Relacje zawsze powinny być stopniowane, a ani on, ani ona za sobą na razie nie przepadają.
Natsu nie potrzebnie się śmiał.xD Tak na pewno by wygrał.XD
Pozdrawiam Lavana Zoro :)
Czyli Lisanna i Elfman żyją, ale nie ... pewnie sądzili, że siostra nie żyje, bo nie widzę innego powodu.
OdpowiedzUsuńJak widać człowiek, którego niby zabiła Strauss jednak żyje, więc czytam ciąg dalszy, ale raczej się nie dowiem, o co dokładnie w tym chodzi.
Dobra, idę dalej!
Tak żyją. Jakoś to specjalna tajemnica od początku nie była.xD A co do całokształtu w pierwszej sadze może nie, ale w drugiej, niektóre sprawy się wyjaśnią, a niektóre jeszcze bardziej będą plątaniną korytarzy.
UsuńPozdrawiam Lavana Zoro :)